Jedziemy do Gniezna na imprezę pod nazwą „Pod parą do Powidza”, bilety zamówione, zapłacone, nastroje jak zwykle bojowe, czekamy na 8czerwca.
Ponieważ nocujemy po imprezie w Gnieźnie, nasza wyprawa ma dwudniowy charakter, relacja będzie też dwuczęściowa.
Udział jak w poprzedniej imprezie biorą Acid, Kudłaty, Prezio i ja Wasz skromny kronikarz.
Dzień 1
Spotykamy się skoro świt, nie pada co jest dobrym znakiem i po chwili opuszczamy nasze kochane wesołe miasteczko. Mkniemy nieomal tą samą drogą co tydzień temu, wesoło spędza czas nasza załoga, słuchamy „Wish You Were Here „ kamandy Pinka Fłojda próbując nastrój z niegdysiejszej wyprawy nad Poprad przywołać ,w innej atmosferze jechaliśmy ledwie sześćdziesiątką słuchając tego klasyka, dziś może to pośpiech, kto wie, ale jednak nie to samo.
I na miejscu, po drodze mijamy nasz nocleg, przed stacją w sklepiku gdzie Pani z rozkosznym pępolem na wierzchu za ladą stała, uzupełniamy zapas antydepresantów i prowiantu na wszelki wypadek.
Są na miejscu, odbierają bilety w kasie, i już ich na platformę wpychają, na fotostop wiozą, a tam w miejscu powiedzmy nie tak urodziwym jakby się wymarzyło, pierwszy on i pierwsze żale i słowa niecenzuralne, wręcz obraźliwe, cóż zawsze znajdzie się ktoś kto chce mieć jedyne zdjęcie tylko dla siebie, innych mając za nic a raczej gdzieś, ograniczamy się do słownej perswazji, przyrzekając sobie że jak co to i w mordę dać możemy.
Na początek
Trzy zabytki
Px w pełnej krasie
Foto ze zbocza
Robi się duszno, pogoda mętna jakaś, Piotrek od rana zwiastuje burzę, ale kto wie, wracamy na stację, odpinają platformę na której podróżowaliśmy i zimny jak trup drugi Px, zaczyna się usadawianie, okazuje się że nasze miejsca w wagonie, zajęło małżeństwo niemieckiego pochodzenia, na prośbę, organizatora nie reagując, niby psie krwie języka nie znają, zresztą staruch będzie nie raz , się wpierniczał nam w kadr, śliniący się potomek rasy panów.
Wzrasta stopień naszej irytacji, zanim doszło do haniebnych incydentów, załoga pociągu podejmuje desperacką decyzję o usadowieniu nas w brankardzie, chwała niebiosom za to, za miłe towarzystwo i spokój którego w wagonie wypełnionym spiętymi mikolami nijak nie zaznały by nasze biedne dusze.
Mamy swoja sofę modelarską, co niejedno zdjęcie pokaże.
Se jedziemy, mijamy tzw. Tajwan, czyli niegdysiejsze slumsy gnieźnieńskie, niech wybaczą mieszkańcy tego grodu, powtarzam com usłyszał. Fotostopy mnie lub bardziej udane, na niektóre nie wysiadamy, ciągle jakowaś skoda się kręci, wyprzedza nas zaczaja się a w niej, raczej smutny Pan, z tych co to mają misję, i jego nie pierwszej lekkości połowica, też niejednokrotnie wcinająca się w krajobraz, coraz bardziej duszno , może rzeczywiście będzie padać, ciągle są kłopoty z niektórymi uczestnikami, i są to te same osoby młodzieniec z tatusiem, płynnie mówiący językiem Goethego, udający że inglisz nie fersztejn, no może tak być, nad nim się burza zbiera bo nasz prezes już siem na niego zawzion był, a przecie tam gdzie prezes i jego wierne wojsko pójdzie i trzecia wojna światowa i o co, że ktoś jest zapyziałym kutafonem.
Motyw z plusikiem
Przez łąki i pola
W zieloności morzu
Przed Niechanowem
Gdzieś na przejeździe
Wąskim torem na Euro
Ukryty pociąg
Wodowanie w Witkowie
Kolorowy Niemiec
Hej!
Pod lasem...
... z gwizdem wśród brzóz
I tak znosząc niemieckie coś i dwoje naszych rodzimych, rodzeństwo, dojeżdżamy do Powidza. Tu się odrobinę poddając zawodowi, wszak myśleliśmy przynajmniej ja, że jak za dawnych lat pociągiem na plażę wjedziemy, nie, nie, złuda, miraż, tory słabe, wagony za ciężkie, powietrze za gęste, chęci za małe, Powidz to nasza ostatnia stacja, kres nasz.
Organizatorzy rozpalają grill, a my do sklepu, po wodę bo się odwadniać zaczęliśmy, taka gorąc na dworze.
Po chwili w obsłudze grila znajduje się Kudłaty co wiadomo czym dla nas się kończy, nie od dziś wiadomo że w kuchni służba najbardziej ponętną jest, a kto ma kucharza w rodzinie z głodu nie zginie.
W tzw. międzyczasie nadjeżdża „Rumun” ze specjalnym pociągiem mija nas ładnie i se jedzie w siną dal, okazuje się że poczekamy na niego, spniemy się i tylko na fotostopy się rozdzielać będziemy, dla niejednego dopiero „Rumun” atrakcję właściwą stanowi, ale takie czasy.
Nadeszła ta chwila, pociągi ruszają, och, ach, łał, ekscytacji końca nie widać, nie słychać, i tu taka refleksja mnie naszła choć z powodu jakiegoś alergicznego ataku ledwom na ślipia patrzył, czy my jesteśmy nienormalni, że podchodzimy do rzeczywistości odrobinę z dystansem, czy raczej reszta zaciskając zwieracze w oczekiwaniu na to jedno jedyne zdjęcie, trochę, odbiega od normy.
Na końcu, Powidz Wąsk
Nasz mechanik
W Powidzu
Rumunem zza krzaka
Jazda „na widoczność”
Chyba jednak nasza postawa jest bardziej zdrowa, wracamy, humory dopisują, drzemiemy z nadmiaru wrażeń i z powodu nędznego biometru, jeszcze kilka stopów i wjeżdżamy do Gniezna, czule żegnamy się, z organizatorami, zapewniając że przyjedziemy na jesień, kto wie, może przyjedziemy.
Idziemy na chwilę na stację normalnotorową aby ochłonąć po wrażeniach dnia.
A w peronach zielony „byk” z normalnymi światłami dla statystyków ET 22-652, miodzio i dalej „stonka” po modernizacji, i znów tym razem niebieski byczek i jeszcze jeden, no żyć nie umierać, relaks na koniec dnia i ciekawa rzecz, włóczymy się po stacji, wchodząc na nią od strony gdzie nas nie powinno być, nikt nas nie aresztuje, nie strzela do nas, ciekawe.
Klasyczny Byk w Gnieźnie
Nowa wersja i stara
Wracamy, obok samochodu atakuje nas tubylec wyposażony w szczotkę i miednicę, obie z tworzywa, okazuje się że weszliśmy na jego teren i on ma na to papiery, gdybyż wiedział na co my mamy papiery, w porę jednak Pan się reflektuje, oceniając nasze marne ziemskie powłoki ale w przeważającej liczbie i zmyka w pośpiechu.
Wsiadamy do samochodu i po 1800 metrach jesteśmy tam gdzie nasz dom tej jednej nocy będzie.
Otrząsamy się ze zmęczenia, rozpalamy nie bez trudności gril, idziemy po piwko do sklepu opodal, w sklepie oczywiście usiłując podbić serca wszystkich dam, z różnym skutkiem, wracamy i zaczynają się nocne polaków rozmowy.
Myślę że z dyskusja toczona nieraz głosami podniesionymi, i dym z tego cholernego rusztu, nie przypadł współmieszkańcom, naszego siedliska do gustu, a czort z nimi, całe życie komuś ustępuj, dopasowuj się.
Padamy nie wiem o której, zasypiamy, noc krótką będzie, jak się okaże nazajutrz.
Dzień 2
Dzień drugi rozpoczął się dość wcześnie, mimo wcześniejszych deklaracji że to niedziela i nigdzie się nam nie spieszy, jakoś tak wyszło, że zapuchnięte oczęta otworzyliśmy około 7.
Dojadanie resztek, dopijanie resztek, pakowanie, ablucje ogólne, gotowi, żegnamy się z gościnnym Gnieznem.
Kierujemy się na Konin, gdzie mamy zamiar zapolować na „krokodyle” pomykamy chwilami wzdłuż trasy którą wczoraj podróżowaliśmy, inne spojrzenie na szlak, od pewnego momentu coraz bardziej zarośnięty czyli nieprzejezdny, a chwilami nawet rozebrany, kończy się powoli epoka rozległej sieci wąskotorówek w kraju naszym, pozostaną zdjęcia i nieliczne relacje.
Wysokie dymiące kominy, pobocza znaczone taśmociągami w ciągłym ruchu, znak to że docieramy na miejsce, skręcamy na przejazd przez lokalną drogę, są stoją w oddali, radości nie ma końca, wysiadamy i przez kilkadziesiąt minut obserwujemy robiąc zdjęcia spektakl Pt. jedziemy z węgle, wracamy na pusto i tak w koło, jestem przekonany że udało nam się „złapać” wszystkie jeżdżące tego dnia składy.
Pierwszy krokodyl
I kolejny..
Pociąg zawijający czas
Stado
Ukontentowani ruszamy w dalszą drogę, następnym etapem i zarazem ostatnim, choć z konieczności odrobinę rozwleczonym jest „węglówka”, jeżdżąc wśród pól i łąk wybieramy sobie miejsce na fotostop w maleńkim zagajniku w okolicach Ponętowa, zresztą te stację też odwiedziliśmy.
Z początku nic się nie dzieje, zapadamy w letarg, aż nagle zaczyna się.
Dla koneserów statystyk w przeciągu kilkudziesięciu minut przejechały, EU07-112, ET22-1173, ET22-2038, ET22-1212, ET22-2036, Trax którego numeru nie zauważyłem bo wyskoczył „nagle” oraz czeska 182-078-6, do tego kilka traktorów nie pierwszej młodości i kilka niezłych lasek na rowerkach.
Siódemeczka z kontenerami
Byk podany w makach
Mknący CTL
Spotkanie na szlaku
Minęło południe, ruszamy dalej, szlakiem węglówki, odwiedzamy stację Dąbie n/Nerem, ciekawe że na peronach świeżo zamontowane gabloty na rozkłady jazdy, intrygujące biorąc pod uwagę że raczej się tu nie zdarzają pociągi osobowe.
Następna stacja Kraski, pusto leniwie, gorąco, i znów krętymi drogami które chyba tylko Piotrek ogarnia, stacja Kłudna, a tu „byk” w malowaniu Rail Polska z numerem 201Eo-002, oczywiście rozpełzamy się po stacji, robiąc zdjęcia, i nagle wychodzi do nas Pan i władca stacji, pierwsze pytanie „a co to za robienie zdjęć” , odpowiedź „Aparatem” po czym dowiadujemy się że nie wolno przebywać na stacji, zaczyna się wymiana posiadanych wiadomości, na temat tego co wolno a czego nie, końcowym efektem jest posiadanie wiedzy przez Pana że człowiek się uczy całe życie i głupi umiera, zabawny gość, ale na „węglówce „ nie jedyny.
Ubawieni po pachy ruszamy dalej, krążąc w okolicach Poddębic, zatrzymujemy się na wiadukcie na polnej brukowanej drodze, tu powtórzy się sytuacja gdy już chcemy odjeżdżać widać w oddali światła, więc czekamy, a że prędkość szlakowa tu znikoma ma wartość, czasu trochę schodzi.
Ale teraz wiemy że warto było, pierwszy jest „byk” ET22-1014 z pudernicami , zielony tradycyjny z normalnymi światłami, zwróćcie uwagę na numer bo to nie ostatnie nasze spotkanie, następny ET22-926, znów zielony ale światła ma .. nowsze, z węglarkami, po chwili z tego samego kierunku Trax z STK z beczkami, w oddali na czerwonym stoi jeden skład, drugi podjeżdża do tarczy, staje, tymczasem z przeciwka pomyka, ET22-662, no powiedzcie jak często na węglówce zdarza Wam się widzieć w zasięgu wzroku trzy składy jednocześnie.
Ex marokańczyk
Czujni strażnicy
Zacny skład gruszek
Traxx STK-u
Tłok na „węglówce”
Wniosek coś się stać musiało, gnamy do Poddębic, na stacji pusto, ale widać jakieś roboty poza terenem stacji, przemyka luzem niebieski byczek ET22-1215, śmigamy dalej, na jakimś przejeździe znów spotykamy skład „pudernic” mechanik ze zdziwieniem wygląda przez okno.
Kręte drogi znów nas doprowadzają na przejazd, stajemy karnie, w oddali widać pociąg, trudno ocenić prędkość, stojący przed nami VW Golf ESI AJ19 nie może już dłużej czekać przejeżdża przez przejazd, buraku pieprzony, przez takich imbecyli jest tyle wypadków na przejazdach, jeśli chcesz zginąć, uderz w swoją oborę, zaoszczędzisz kłopotów mechanikowi, służbom ratowniczym, policji pogotowiu, a i uwolnisz świat od kolejnego głupka.
Dojeżdża pociąg, oczywiście nasz znajomy, razem z nami obserwuje go ptaszek z wyraźnym ptasim ADHD, ostatni postój na kultowej stacji Szadek, i tu znów spotykamy nasz ulubiony skład, dając okazję po skończonej służbie mechanikowi, do opowieści o dziwnych stworach prześladujących go na szlaku.
Luzak
Powtórne trafienie byka
Ptaszek z ADHD
Trafienie numer trzy
I dobitka w Szadku
Ruszamy do domu, mijamy zalany wodą Konstantynów, tu była chyba ta burza, którą od dwóch dni przepowiadał Piotrek, odwozimy Kudłatego, odwozimy mnie po czym Piotrek odwozi siebie i Acida.
Nie masz słów, aby oddać jak w ciągu dwóch dni można w doborowym towarzystwie odpocząć, dzięki chłopacy za niezapomniane chwile, dużą dawkę humoru i intelektualnej rozrywki.
Już się nie mogę doczekać następnej wyprawy.
Dla ciekawych Wasz korespondent terenowy Kpt.Nemo
Zdjęcia: Paweł Radecki i Michał Górecki
Napisane przez Acid_Rain
dnia czerwiec 29 2013
11615 czytań
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony Zaloguj się , żeby móc zagłosować.