Jest siódma rano. Na dworzu sino i ponuro. Słońce raczej nie przebije się dziś przez chmury. Czekając na Roberta marznę stojąc tuż koło mego domu. Punktualnie dziesięć po siódmej zjawia się przede mną czerwony bolid. Wsiadam do środka, krótka narada, co do trasy i ruszamy. Po wyjechaniu z Łodzi zaczyna padać deszcz. Z powodu remontu drogi trochę się gubimy skręcając za Turkiem niby to w dobrą drogę, która po paru kilometrach przeradza się w polną. Nastroje poprawia chwilowa przerwa w deszczu oraz krzykliwa reklama w radiu oznajmiająca, że kupując farbki w pewnym supermarkecie zaoszczędzimy aż 50gr.
Dojeżdżając do Zbierska raz po raz przecinamy linię kolei wąskotorowej. Wreszcie po półtorej godzinie jazdy docieramy na miejsce. Parkujemy przed stacją kolejki. Tu pierwsza niespodzianka - oprócz naszego na parkingu stoją tylko dwa samochody. Czyżby wszyscy miłośnicy kolei przybyli na tę imprezę pieszo?
Spotykamy naszego dobrego znajomego Karola Waszaka, który jest wyraźnie zawiedziony brakiem Piotrka Chorążego, który niestety nie mógł być dziś z nami. Po krótkiej rozmowie udajemy się do pobliskiego sklepu. Zaopatrzeni w niezbędne do życia środki stałe oraz płynne wracamy na stację. Tutaj cisza. Z klockowatego budynku z niedawnej epoki łuszczy się farba. Perony nawet nie całkiem zarośnięte. Na torach stacyjnych stoi kilka wagonów tzw. "pociągu ratunkowego" i jeden Eaos na transporterach. Jeden gość snuje się po peronach z aparatem w ręku. Znowu zaczyna padać.
Postanawiamy przejść się po terenie warsztatów i szopy. Szczególną uwagę zwraca "tarcza ostrzegawcza" przeniesiona z kolei normalnej i tutaj, mówiąc językiem modelarskim, przeskalowana. Dalej kolejna osobliwość. Na betonowym cokole stoi zestaw kołowy od wagonu spełniający rolę, jak nazwał to Robert, pomnika techniki. Na bocznych torach stoi kilka różnych wagonów, letniaki, brankardy, transportery, pług odśnieżny i pordzewiały Px48. Znajdujemy też kilka wapniarek, a za szopą ukrytą w krzakach drezynę z jakimś bliżej nieokreślonym wagonem. Przez zakurzone szyby widać stojące we wnętrzu szopy rumuny, w tym jednego w oryginalnym niebiesko-białym fabrycznym malowaniu.
Przemoczeni do pasa wracamy na stację. Tutaj wielkie ożywienie. Z budynku stacyjnego wylegli tłumnie miłośnicy w liczbie trzech. Pada coraz mocniej. Wchodzimy do środka. Starszy gość biega wyraźnie zaaferowany posapując i wykrzykując na swoich podwładnych. Mija wpół do dziesiątej - godzina planowego odjazdu pociągu, a tym czasem nic się nie dzieje. Odnoszę wrażenie, że nikt nas nie widzi i w ogóle to nie miało być żadnego pociągu specjalnego. Odwiedzamy mały pokoik wypełniony różnymi kolejowymi sprzętami - tzw. izbę pamięci. Wreszcie dowiadujemy się, że pociąg specjalny owszem pojedzie i to nawet dzisiaj, tyle, że zamiast do przeładowani w Opatówku udamy się do Turku. Po tej informacji nastrój Roberta znacznie się pogarsza, tą trasą już jechał i przybył tu dziś właśnie po to by pojechać do Opatówka. Mój nastrój natomiast polepsza się, bo jestem tu pierwszy raz i cieszę się, że w ogóle gdzieś pojedziemy. Problem w tym, że nikt nie potrafi powiedzieć, kiedy.
Wreszcie około godziny jedenastej dwóch mechaników udaje się w stronę szopy. W końcu wrota otwierają się ukazując dwa rumuny. Powoli wyjeżdżają sprzęgnięte z budynku ustawiając się w punkcie poboru paliwa. Mechanicy zajęci tankowaniem nie zauważają, że lokomotywa zaczyna powoli staczać się w stronę szopy. Na szczęście Robert wykazując się niebywałą odwagą i poświęceniem wskakuje do lokomotywy i zatrzymuję ją. Z pewnością gdyby nie on lokomotywa odjechałaby urywając przewód od paliwa, co mogłoby spowodować eksplozję. Z pewnością gdyby nie heroiczny czyn Roberta doszłoby do tragedii i kto wie czy czytalibyście teraz te słowa.
Po napełnieniu baków do pełna rozpoczęły się manewry. Jednego z rumunów wepchnięto z powrotem do szopy, po czym, po pół godziny przy peronie zameldował się pociąg w składzie Lxd2-290 + 1Aw + Ftxh. Miłośnicy kolei z okrzykiem radości na ustach rzucili się do wagonu, a tłum był to przeogromny, bo razem z nami całe to towarzystwo liczyło sztuk dziesięć. Do tego doliczyć trzeba Karola Waszaka, dwóch mechaników oraz konduktora. Wreszcie, o godzinie dwunasta minut sześć pociąg ruszył. Konduktor rozdał wszystkim bilety raczej tylko dla formalności, bo i godzina się nie zgadzała i trasa też. Przeprosił też wszystkich za niewielkie zmiany tłumacząc się "kłopotami technicznymi" na trasie do Opatówka i zapewnił, że wszyscy uczestnicy tej wycieczki będą mieli zniżkę na następnej imprezie.
Tymczasem powróćmy do pociągu. Ten rozwinął prędkość 30km/h podskakując wesoło na każdym łączeniu szyn. Siedzimy sobie wygodnie, konsumujemy zabrane z domu kanapki, Robert wyciąga wielki kawałek ciasta drożdżowego. Gość siedzący obok odkąd zobaczył, że mam aparat tej samej firmy, co jego, zamęcza mnie rozmową na temat danych technicznych. Nie mam kompletnie na to ochoty, ale nietaktem byłoby powiedzenie mu, że nie chcę mi się z nim gadać.
Po piętnastu minutach pociąg zatrzymuje się. Dwukrotny sygnał trąbką pierwszy fotostop. Miejsce może niezbyt ciekawe, ale łąka lepsza jest niż nic. Kolejne fotostopy odbywają się przy stogu siana, przy stawie, w polu kukurydzy, na przejeździe kolejowym i przy starej drewnianej chałupie. Na kilka minut przesiadamy się z Robertem na pomost na brankardzie. Dopiero stąd można zobaczyć tunel, jaki utworzyły zarośla wokół torów kolejki.
Zatrzymujemy się na dłuższą chwilę na stacji Dzierzbin. Trudno nazwać to stacją, bo drzwi do budynku zostały już dawno zamurowane i obecnie pełni on rolę mieszkalnego, mimo wszystko zachował jeszcze wygląd mniej więcej oryginalny, a przez to ciekawy. Tymczasem wszyscy uczestnicy udają się do pobliskiego sklepu, my zostajemy strzegąc pociągu przed zbieraczami złomu, którzy na pewno czają się gdzieś w krzakach z palnikami w rękach. Gdy już wszyscy kupili, co mieli do kupienia ruszyliśmy w dalszą trasę.
Jedziemy na przemian przez pola, łąki i lasy. Przed Turkiem jeszcze parę fotostopów, stanowczo zwalniamy, a to za sprawą wszędobylskiej motoryzacji, czyli przejazdów kolejowych. O godzinie piętnastej wjeżdżamy na stację Turek karygodnie łamiąc przepisy i przejeżdżając pod semaforem wskazującym stój. Swoją drogą w tej pozycji jest już od paru lat.
W Turku czekają na nas cztery transportery z węglarkami. Mamy je zabrać do Zbierska. W związku z tym należało odpowiednio przeformować skład. Pierwszym problemem okazały się rozjazdy. Nie dość, że się zacinały, to dźwignia od jednego z nich podczas próby przełożenia po prostu odpadła. W końcu jednak transportery zostały sprzęgnięte z lokomotywą, ale właśnie wtedy pojawił się drugi problem. Mimo, iż wszystkim wydawało się to niemożliwe brakowało nam sprzęgu do transporterów. Niewtajemniczonym tłumaczę, że do sprzęgania transporterów wąskotorowych używa się specjalnych sprzęgów w formie stalowej belki zakończonej dwoma otworami, lokomotywa pod normalnym sprzęgiem ma specjalne gniazdo do ich zaczepiania, takie samo gniazdo znajduje się na transporterze i na niektórych innych wagonach. W naszym przypadku w gniazda takie wyposażony był również brankard.
Tymczasem mechanicy stali gapiąc się na wagony i drapali się po głowie. A sprzęgu jak nie było, tak nie było. W końcu ktoś wpadł na pomysł przeszukania brankardu, ale tam też nic nie znaleziono. Jedynym rozwiązaniem, które nam pozostało to jazda na przód wagonem osobowym i brankardem.
Aby nie marnować paliwa lokomotywy skrzyknięto wszystkich do przepychania wagonu osobowego. W końcu po pół godzinie pracy skład został zestawiony i mimo, iż nie było to zgodne z przepisami ruszyliśmy wagonami do przodu.
Razem z Robertem postanowiliśmy jechać nie w wagonie, ale na pomoście brankardu. Dzięki temu mieliśmy możliwość dokładnej obserwacji całej trasy. Razem z nami jechał też jeden z mechaników obsługując hamulec ręczny i przytaczając fakty dotyczące ostatnich wypadków na kolejce. Robert miał za zadanie wyskakiwać na każdym przejeździe i zatrzymywać nadjeżdżające samochody, co też czynił.
W drodze powrotnej zrobiliśmy tylko trzy fotostopy, oraz jeden sklepostop, zatrzymaliśmy się po prostu w szczerym polu, po czym wszyscy biegiem udali się do pobliskiego sklepu. Będąc zaopatrzon w coś do jedzenia wróciliśmy pędem do pociągu i ruszyliśmy dalej. Brankard niemiłosiernie skrzypiał i trząsł się, ale jazda była przyjemna zwłaszcza, że nawet wyszło słońce. Robert miał niepewną minę patrząc na drgające szyny, ale na szczęście dojechaliśmy do Zbierska cali, zdrowi, może trochę przemoczeni, ale szczęśliwi. Rumun wypchnął transportery na przeładownię położoną kilkadziesiąt metrów za stacją, po czym powrócił na zasłużony odpoczynek do szopy. My pożegnaliśmy się ze wszystkimi, Karol Waszak zaprosił nas na kolejną imprezę, zawsze będzie nas witał z szeroko rozpostartymi ramionami i uśmiechem na ustach.
Zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy do Opatówka obejrzeć przeładownię, na której to wagony normalnotorowe wjeżdżają na transportery. Zastaliśmy tutaj lokomotywę Ls60-114 osprayowaną i poobwieszaną kołpakami od samochodów oraz kilka transporterów. Ponieważ nie znaleźliśmy nic cennego większej uwagi, a poza tym robiło się ciemno i chłodno, wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy do domu.
Wycieczkę z pewnością możemy zaliczyć do udanych. Pogoda może nie dopisała, ale kontakt z koleją był stuprocentowy. Pozostaje mi życzyć sobie i wam wszystkim jak najwięcej takich wycieczek.
Relację napisał Jakub Rakus
Budynek stacji w Zbiersku Foto: Jakub Rakus
Pomnik cudu techniki Foto: Jakub Rakus
Peiks wśród łąk Foto: Jakub Rakus
Pług i dźwignia zwrotnicy Foto: Robert Wolski
Zardzewiały Px48-1726 Foto: Robert Wolski
Pług odśnieżny, według relacji pracowników jeszcze nigdy nie użyty Foto: Jakub Rakus
Wapniarka schowana za szopą Foto: Robert Wolski
Tankowanie rumuna Foto: Robert Wolski
Do pełna proszę! Foto: Jakub Rakus
Manewry w Zbiersku Foto: Robert Wolski
Lxd2-290 przy dziwnym znaku Foto: Jakub Rakus
Autor tekstu pomaga przy sprzęganiu składu Foto: Robert Wolski
Pociąg i stóg siana Foto: Jakub Rakus
Nad szeroką wodą Foto: Jakub Rakus
Nasz pociąg na jednym z wielu przejazdów kolejowych Foto: Robert Wolski
W polu kukurydzy Foto: Robert Wolski
Zielony tunel Foto: Jakub Rakus
Przy starej chałupie Foto: Robert Wolski
Stacja Dzierzbin Foto: Jakub Rakus
Największy most na trasie Foto: Jakub Rakus
Prawdziwie polska okolica Foto: Robert Wolski
W wykopie przed Turkiem Foto: Robert Wolski
Stoimy pod wjazdowym, Turek Foto: Jakub Rakus
Manewry w Turku Foto: Robert Wolski
Robert pomaga przy manewrach Foto: Jakub Rakus
Lxd2-290 wyciąga transportery z bocznego toru Foto: Robert Wolski
W drodze powrotnej, brankardem do przodu Foto: Robert Wolski
Kultowy wiatrak Foto: Robert Wolski
Super skład, brankard jako "wagon sterowniczy" Foto: Jakub Rakus
Ogórek stojący na prywatnej posesji Foto: Robert Wolski
Ls60-114, Opatówek Foto: Jakub Rakus
Ls60 na rampie przeładowczej Foto: Jakub Rakus
Takie wagony jeżdżą na transporterach z Opatówka do Ikei w Turku Foto: Jakub Rakus